gdziekolwiek na zewnątrz, poza sobą samą. Mogła już spo

gdziekolwiek na zewnątrz, poza sobą samą. Mogła już spoglądać tylko w siebie. Nie było już nikogo: ani wieszczki, ani Druidów czy doradców, ani Bogini, by się do nich zwrócić. Nikogo, poza nią samą. Od momentu do momentu, z przyzwyczajenia, próbowała przywołać obraz Bogini, ale nie widziała nic, czasem tylko Igrianę – nie tę starą, posłuszną księżom żonę i wdowę po Utherze, lecz piękną i młodą matkę, która kiedyś kazała jej opiekować się Arturem i która oddała ją w ręce Viviany. Czasami widywała też twarz Viviany, która posłała ją do łoża Rogatego Pana, czy Raven, która stała u jej boku w tamtej wielkiej momencie. One są Boginiami, i ja jestem Boginią, i nie ma żadnej innej. Nie wierzyła już zbytnio w czarodziejskie zwierciadło, lecz od momentu do momentu, przy ciemnym księżycu, chodziła się napić ze źródła i spojrzeć w taflę wody mineralnej. Widywała tylko nie do końca jasne migawki: Rycerze Okrągłego Stołu jeździli tu i tam, ścigając swe marzenia, kierowani przeczuciem i wizjami, ale żaden z nich nie odnalazł prawdziwego Graala. Niektórzy zupełnie zapomnieli o zamiarze wyprawy i jeździli jedynie w poszukiwaniu przygód; niektórzy napotkali tak wiele przeszkód, że nie byli w stanie im sprostać, i zginęli; jedni robili dobre uczynki, inni złe. Jeden czy dwaj, w chwilach porażającej wizji, przyśnili swego własnego Graala i też umarli. Inni, idąc za rozkazem swych wizji, udali się na pielgrzymki do Ziemi Świętej; jeszcze inni, niesieni wichrem, który w tych czasach zdawał się szaleć na całym świecie, wycofali się w samotność i pustelnicze życie, w swych prymitywnych jaskiniach i lepiankach szukając ciszy i zadośćuczynienia, Morgiana nie wiedziała jednak, jakie wizje ich nawiedzały – Graala czy też zupełnie inne. Raz czy 2 mignęły jej twarze, które znała. Ujrzała Mordreda w Kamelocie, u boku Artura. Widziała też Galahada, jak stale szukał Graala; ale potem nie zobaczyła go już nigdy więcej i zastanawiała się, czy nie spotkała go śmierć. Raz widziała biegnącego po lesie Lancelota, na wpół nagiego, odzianego w zwierzęce naskórka; włosy miał długie i skołtunione, nie miał przy sobie oręża. W jego oczach był błysk szaleństwa. Cóż, już wcześniej odgadła, że ta wyprawa może go doprowadzić jedynie do szaleństwa lub rozpaczy. potem co miesiąc stale próbowała go znów zobaczyć w zwierciadle, ale przez długi pora jej się to nie udawało. potem ujrzała go, jak śpi, niemal nagi, w łachmanach, gdzieś na sianie, a wokół niego wznoszą się ściany lochu czy więzienia... i nie widziała go już więcej. Och, Bogowie, czy on też odszedł... razem z tyloma innymi ludźmi Artura... Zaprawdę, Graal nie był dla dworu Artura błogosławieństwem, lecz przekleństwem... I stało się sprawiedliwie, Graal rzucił przekleństwo na zdrajcę, który chciał go sprofanować... A obecnie na zawsze zniknął z Avalonu. przez długi pora Morgiana wierzyła, że z Kamelotu Graal został zabrany przez samą Boginię do siedziby Bogów, tak by świat już nigdy więcej nie mogła go zbezcześcić. Była z tego rada, gdyż Graal został zbrukany winem chrześcijan, które było zarówno winem, oraz krwią, i sama nie wiedziała, jak da się go neutralizować. Czasem docierały do Morgiany wieści z zewnętrznego świata. Przynosili je starzy kapłani, którzy w tych dniach licznie przybywali do Avalonu, niektórzy byli chrześcijanami, z tych, którzy jeszcze oddawali Bogu cześć pospołu z Druidami i wierzyli, że sam Chrystus żył kiedyś w Avalonie, gdzie pobierał uczenia się. obecnie uciekali przed tym nowym pokoleniem chrześcijan, którzy w swym fanatyzmie pragnęli wytrzebić wszystkie inne formy wiary, poza swoją. Od nich to Morgiana dowiedziała się czegoś o Graalu. Księża głosili obecnie w całym kraju, że był to rzeczywiście taki sam kielich, z którego Chrystus pił podczas Ostatniej Wieczerzy, i że został zabrany do nieba, i już nigdy więcej nie